Site Overlay

Prawie 130 kilometrów w siodle

Niedziela, 9 maja. Przepiękna pogoda na przejażdżkę więc wsiadam na motocykl i w drogę. Przejechałem się na zachód od domu. Ruch mały więc i jeździło się fajnie. Dzisiejszy dzień to mój trzeci wyjazd motocyklowy. Jeden dzień a w zasadzie dwie przejażdżki.

9 maja przekroczyłem pierwszą stówkę na liczniku. Nie mówię tu oczywiście o prędkości ale o odległości. Tego samego dnia przebiłem również 200km na liczniku, więc było pojeżdżone 🙂

Pierwszy raz wjechałem nim też na lekki szuter. Porobiłem kilka zdjęć. Najadłem się pod lasem strachu. Bo ja do robienia zdjęcia ze stówką na liczniku, a ze 100 metrów przede mną przez pole przebiegł kulejący albo duży pies albo coś wilkopodobnego. Ale przebiegł, zatrzymał się, popatrzył i pobiegł dalej.

No i jak widać na zdjęciu z licznikiem, przy 100 kilometrach miałem już ostatnią kreskę paliwa. Wracam więc do garażu. Dojechałem spokojnie z planem, że następnego dnia zatankuję sobie do kanistra 5 litrów i znów będę jeździł. No ale na szczęście stało się inaczej.

Przyszedłem do domu, było lekko po południu, a żona się pyta: to ty już? Mi dwa razy powtarzać nie trzeba, napiłem się trochę i z powrotem do garażu 🙂 Tym razem pojechałem od razu na stację paliw. Zalałem do pełna, czyli całe 9 i pół litra benzyny. Morał z tego taki, że jak miga poziom paliwa, to w baku jest jeszcze jakieś 2,5 l.

No i przy stanie licznika 125.2 motocykl został zalany pod korek. Dosłownie, gdyż chciałem wlać w niego 10 litrów, ale zmieściło się 9.5 l. benzyny. Zobaczymy na ile mi starczy paliwa.

Pełny bak no to w drogę na SCMB 125!

No ale z pełnym bakiem i jakimiś dwoma godzinami luzu jadę dalej. Tym razem pojechałem bardziej na południe. W kierunku Strzyżowa. Fajnymi, bocznymi drogami przez Racławówkę, Czudec, Nową Wieś, Zaborów, Glinik Charzewski i znów Czudec do Rzeszowa.

W Rzeszowie zaliczyłem rezerwat Lisia Góra, zalew nad Wisłokiem i powoli wracałem do domu. Zanim jednak dojechałem, na liczniku stuknęło mi 200 kilometrów. Aby całą dzisiejszą wycieczkę zakończyć przy wyniku 204,4 km.

Czyli dziś na Romecie SCMB 125 przejechałem 129,2 kilometrów. Czy to dużo? Raczej nie, a mając na uwadze fakt, że ja ciągle docieram silnik to tę odległość zrobiłem w jakieś 3 godziny, więc prędkościowo bez szału. Ale czy o prędkość tu chodzi? Oj zupełnie nie!

Wróciłem do domu na pyszny obiad, a po obiedzie pojechaliśmy z żoną na spacer do lasu w Czudcu. Kilka godzin temu przejeżdżałem w tej okolicy. Samochodów na parkingu było sporo, ale jak przyjechaliśmy koło 16:00 to zaparkowaliśmy bez problemu i ze dwie godziny powłóczyliśmy się po lesie.